Adrienne von Speyr

Strona o XX-wiecznej mistyczce katolickiej

Category: Varia (Page 2 of 2)

Powołanie (Archiwum bloga)

Powołanie zawsze pochodzi od Pana. To On wybiera sobie ludzi, by pomagali Mu kontynuować Jego odkupieńczą misję. Bożki mają to do siebie, że w ich wypadku nie zachodzi ryzyko powołania. Bóg powołuje w sposób suwerenny; powołuje poprzez swoje Słowo, poprzez kazania, powołuje także w każdej jednej modlitwie. To On jest tym, który wzywa, a zadaniem człowieka jest tylko słuchać. Jest wielu, którzy słysząc Jego głos wciąż i wciąż na nowo, nie biorą go na poważnie, choć Bóg dał człowiekowi taki słuch, który jest zdolny usłyszeć wezwanie pochodzące od Niego. „Wydaje się jednak, że jest długa droga pomiędzy ludzkimi uszami a wolą i miłością”.

Bóg jednak nigdy nie męczy się tym ciągłym ogłaszaniem człowiekowi swojej woli, by ten poszedł za Nim. „Najbardziej ekstremalną formą Bożego wezwania było to, że Jego Syn stał się malutkim, nagim i bezbronnym Człowiekiem żyjącym pośród nas, pośród niepoliczonej rzeszy ludzkich istnień. Uniżył samego siebie tak dalece po to, by pokazać, jak wielkie były Boże obawy, by zademonstrować, jak pilne jest danie Bogu odpowiedzi, by ukazać, jak bardzo nie chce On pozostawać samotnym”. Jezus zniósł wszystko – nawet swój krzyż – w samotności. Świadczy to jednak z tym większą mocą o Jego wezwaniu do podążania wraz z Nim. Jego miłość jest miłością, która „nie tylko niesie, ale także pragnie; nie tylko siebie poświęca, ale nie może istnieć bez poświęcania się innych”. Pan powołuje nie tylko młodych, ale i starszych, choć w przypadku tych drugich to raczej wezwanie ostatniej szansy, uprzejma cierpliwość Pana, który wołał już od dawna.

Syn wzywa zawsze, w każdej swojej modlitwie; wzywa nas, to znaczy Kościół, nawet wtedy, kiedy śpimy, tak jak wezwał śpiących na Górze Oliwnej uczniów. Wtedy mieli oni jedną odpowiedź: zrobiliśmy już dość. Pokazuje to, że żadna odpowiedź na Boże wezwanie nie jest idealna, nikt nie daje wszystkiego, co mógłby dać. „Bycie czujnym, bycie dostępnym, bycie zdolnym do czekania, ale także posiadanie gotowości na nadchodzące nagle działanie – wszystko to są warunki konieczne do tego, by usłyszeć Boże wezwanie”. Będąc powołanym nigdy nie można sądzić, że dało się wszystko, co można było dać. Słowo zgody wypowiedziane przez człowieka zawsze jest ułomne, tylko „tak” Maryi było trwałą decyzją pozostania w otwartości na wolę Bożą nawet wtedy, kiedy pojawiały się rozczarowania i ból . „Jej fiat jest jak długie, odbijające się echo, powtarzane wciąż i wciąż, stale”.


Cytaty pochodzą z książki Poszli za Jego wezwaniem (Speyr von A., Sie Folgten Seinem Ruf, Johannes Veralag, Einsiedeln 1955.), tłumaczenie i opracowanie własne.

Słowo i Sakrament (Archiwum bloga)

„Pragnę!”* – mówi Pan. Mówi to wyraźnie, sobie i innym. Taka jest Jego kondycja. Pomiędzy opuszczeniem a pragnieniem zachodzi związek; wskazuje on, iż Pan jest obrabowywany, odzierany. Jest do tego stopnia opuszczony, iż nie czuje już obecności Ojca, Jego misja również zaczyna tracić swoją bezpośredniość. Opuszczony przez Boga, wisi teraz na Krzyżu, szukając tego, co utracił. Gdy mówimy, że Syn żyje w jedności z Ojcem w Duchu Świętym, oznacza to, że On nigdy nie szuka swego, ale stale jest nastawiony na Ojca i Ducha; nigdy nie mówi do siebie, lecz do  Ojca w Duchu Świętym; niczego nie czyni z własnej woli, ale nieustannie czyni wolę Ojca w tymże Duchu. Obecność Ojca i Ducha jest zawsze dla  Niego jasnością, Ich towarzystwo jest bliskie, tak że ciągle dostrzega Ich wolę, cieszy się jej wskazaniami, pochyla się przed nią w miłości.

Teraz kiedy musi tylko cierpieć, to wszystko – wszystko to oznacza „Ojciec” i „Duch” – gdzieś ginie, razem z wszelkim sensem, radością i zadowoleniem, których doświadczał.  Żył w Bogu i z Boga. W swym opuszczeniu pozbawia się jakby własnego pierwiastka, jakim jest  boskość. Doświadcza teraz pragnienia ducha, pragnienia obecności. Tutaj słowa wypowiedziane podczas Ostatniej Wieczerzy nabierają o wiele większego znaczenia. On sam jest rozdanym chlebem, jest rozlanym winem. Jest odarty z siebie samego, aby być dostępnym w chlebie i winie. Jego obecność dla wszystkich w Sakramencie, a więc rzeczywista obecność Boga w Kościele, jest nabyta za cenę całkowitej samotności – oto Bóg opuszczony przez siebie samego. Opuszczenie jest tak głębokie, że domaga się ono dopełnienia, i to całkowitego, jak całkowite jest ukrycie Ojca i Ducha przed Synem. Człowiek „nie może się odnaleźć”, gdy zatracił przyzwyczajenia swego życia, ulubione sposoby myślenia, gdy nie może się zabrać do codziennych zajęć. To tak jakby duchowo wprowadził się do nowego domu; musi się najpierw dostosować do wszystkiego, jeżeli ma sobie dać radę z otoczeniem i z sobą samym. Tymczasem codziennie zajęcia Syna na ziemi były zakorzenione w wizji Ojca; wszystkie Jego ziemskie ludzkie związki, wszystkie rozmowy i wymiany były umiejscowione wewnątrz tej wizji. Ci ludzie teraz oddalili się od Niego, zapierając się Go i zdradzając, aż w końcu Go ukrzyżowali. To wszystko jednak byłoby do zniesienia przy doświadczeniu obecności Ojca. Gdy Ojciec też się cofa, Krzyż nabywa niezmierzonej goryczy. Teraz Cierpiący jest przepełniony pragnieniem, pragnieniem, które odpowiada natężeniu pustki, jaka jest w Nim i wokół Niego.

Wszystkie ludzkie słowa i kategorie zawodzą, gdy staramy się zrekonstruować choćby mglisty obraz pełni obecności Boga w niebie. Jest to pełnia ponad czasem, z możnością  dowolnego wkraczania w czas. W niebie Bóg jest wszystkim, wszystko do Niego należy. Jego ponadczasowa wieczność odpowiada nieskończoności Jego bytu. Syn z tej pełni pochodzi. Myśl o posłaniu Syna jest boska, naznaczona od początku wszystkimi znakami boskości: pojęcia, plan, przyzwolenia są wszystkie boskie. Syn na ziemi ma trudne zadanie pogodzenia pełnego, nieokaleczonego ludzkiego życia z boską naturą w taki sposób, że Jego misja pozostaje w pełni boska, ale równocześnie osiąga taką widzialność, że jest przejrzysta dla ludzi, którzy mogą kształtować według niej swoje życie. Ma za zadanie dokonać dzieł, które wkraczają w czas, są porywane przez czas, które zajmują miejsce im przyznane i nabywają sens, który jawi się człowiekowi jako zrozumiały, i który sprawia, że staje się on wrażliwy na bliskość nieba i obecność Boga. Syn spełnia to posłannictwo, staje się jedno z nim,  nie zapomina o nim nawet na chwilę. Jest ono dla Niego pokarmem na ziemi i więzią z Ojcem. W każdej godzinie rozpoznaje we własnej misji wolę Ojca.  Dla Niego te dwie rzeczy stają się doskonale jednym.  (…) Ludzie, którzy patrzą na Pana, nie mogą pojąć wielu Jego cudów i słów, inaczej niż jako spełnianie i uobecnianie woli Ojca.  A nawet, gdy most łączący niebo z ziemią nie jest tak widoczny, może on  być rozpoznany we wszystkim, co Pan czyni. Z niewidzialnych nici boskiej woli Syn tka swoją widzialną misję. I aby nasze oczy mogły się do niej przyzwyczaić, codziennie przydaje jej szczególnego oblicza, które odpowiada sytuacji i potrzebie dnia; w ten sposób umożliwia nam jej uchwycenie. I choć wiara nasza ukształtowana jest z wieczystej prawdy wiecznego Boga, są chwile, kiedy staje się na nią bardziej otwarta, gotowa przyjmować, rozumieć i dać się jej prowadzić. Syn korzysta z tych chwil i udziela im głębi, przynależnej do wiecznego życia. Teraz zaś opuszczony przez odwiecznego Boga, pragnie tego wszystkiego, co było. Doświadcza niewypowiedzianej pustki umierającego człowieka, który nie tylko musi unieść ciężar cierpienia, ale widzi, jak niknie to wszystko, co nadawało sens jego życiu. Jego życie zdaje się bezcelowe.

To ciemna noc Pana: ciemność znana tylko tym, którzy widzieli najsilniejsze światło; pragnienie, które jest próżnią wytworzoną przez odebraną pełnię. Nie jest to pozytywne pragnienie znane naszej słabej wierze, kiedy pragniemy większej wiedzy o Bogu, większej bliskości Boga, głębszego wnikania w Jego Prawdę. Takie pragnienie wyrasta z dopełnienia, które dopiero co się zaczyna: jest chęcią otrzymania więcej. Wiemy, gdzie szukać satysfakcji dla takiego pragnienia. To czego doświadcza Pan, jest pragnieniem negatywnym, pragnieniem odebranym, pragnieniem tego wszystkiego, co Mu zostało wydarte. Oto przerażający wymiar Jego nocy ciemnej , który sprawia, że woła „Pragnę!” Ale w tym słowie akceptuje On owo pragnienie, zwraca się ku niemu. To słowo wyraża Jego całkowite poddanie się własnemu losowi. A skoro On pragnął, my możemy być napojeni. Skoro On wyniszczył samego siebie, aż cała Jego tożsamość stała się niczym innym, jak tylko płonącą próżnią, my posiadamy Go w sobie jako Eucharystię.

W świetle tego słowa z Krzyża sakrament  Jego cielesno-duchowej obecności nabywa nowego wyrazu: Pan daje nam swe Ciało i Krew nie tylko jako pamiątkę, jako zachętę, jako dowód, że na Krzyżu posunął się tak daleko, aż do tego przerażającego pragnienia. Pozwala nam zażyle uczestniczyć w tajemnicy swego opuszczenia. To co nam daje, to nie jakaś rzecz, ale w s z y s t k o – rozdaje samego siebie, obciążonego tymi wiecznymi słowami, tymi słowami Boga-Człowieka z Krzyża. Czas nie powoduje ich więdnięcia; nie odbiera im ani konkretnego znaczenia dla Jego życia, ani ich zastosowania dla świata.  Jego pragnienie na Krzyżu jest dla każdej epoki, dla każdego pokolenia, dla każdej jednostki, dla każdego z nas. Gdy te słowa na Krzyżu zostały raz wypowiedziane do wszystkich, wszyscy są zaproszeni. W Eucharystii zaproszenie do Krzyża jest zaznaczone dyskretnie, jakby na drugim planie, ale niewątpliwie. Jeśli ktoś drugiemu mówi: „Pragnę!”, jest jasne, o co mu chodzi. Właściwie, nie da się prawie stwierdzić, czy Pan wypowiada to słowo do siebie samego, czy do kogoś innego – cierpiący tak przecież mówi. Ale słowo z Krzyża idzie dalej po uprzednio ustalonym toku znaczeniowym: każdy słyszący je może natychmiast na nie odpowiedzieć i stosownie zareagować. Może dać Pragnącemu się napić. W swym krańcowym opuszczeniu Syn jest upokorzony jak żebrak, który prosi o najprostszą rzecz, jaką można sobie wyobrazić – o szklankę wody. Odpowiadając na tę prośbę człowiek zostaje wyniesiony do poziomu Krzyża, aby nawiązać dialog podobnego z podobnym.

Równocześnie to słowo wypowiedziane z Krzyża przez najbardziej upodlonego z ludzi pozostaje słowem m o d l i t w y.  Obecność eucharystycznego Pana  w nas wytwarza wzajemną otwartość, w której każde nasze słowo, wypowiedziane cicho lub głośno, czy też każda myśl, odnosi się nie tylko do nas, ale też do Niego. Pan na Krzyżu chciał, by to tak właśnie było. Wypowiedział to swoje pragnienie do siebie i do nas, na chwilę likwidując wszelką różnicę  między sobą i nami, abyśmy lepiej zrozumieli, czym jest Jego obecność; abyśmy dostrzegli tę część Jego misji, którą umieścił w swojej obecności – mianowicie krańcowe cierpienie. To właśnie sprawia, że Jego wezwanie do apostołów, zaproszenie do naśladowania jest tak nieubłagane. „Pójdź za mną!” – rozumie się: na Krzyż, w opuszczenie, ku ostatecznemu pragnieniu.


*Jest to fragment książki Adrienne von Speyr pt. Kreuzeswort und Sakrament, Johannes Verlag, Einsiedeln 1957. Przekład z wersji angielskiej: The Cross, Word and Sacrament, Ignatius Press, San Francisco 1983. Tłumaczył W. Giertych OP. Tekst został umieszczony w miesięczniku “W drodze”, nr 6 (190), rok 1989. Przepisałam tutaj obszerne fragmenty z tego, co wydało „W drodze”. Mam nadzieję, że ten tekst pomoże Wam w głębszym spotkaniu z Panem w czasie Trzech Świętych Dni.

Wieczorna modlitwa Adrienne (Archiwum bloga)

Wszyscy wierzący w Ciebie, Panie, widzą, jak zapada noc; ich codzienna praca się kończy, pozwól im odpocząć. Daj odpocznienie, które pochodzi od Ciebie, Panie, które będzie im towarzyszyć, łagodząc ciężary dnia oraz lęk, pozostawiając ich odnowionymi.

Daj im zdrowe myśli i owocną modlitwę. Pozwól im poczuć Twoją bliskość. Pozwól im uczyć się Twojej życzliwości. Pozwól im zasypiać, myśląc o Tobie.

A kiedy znów się obudzą, daj im poczuć, że byłeś tuż obok nich i że zatroszczyłeś się już o kolejny dzień, w którym nie porzucisz ich, ale przyjdziesz im z pomocą.

Możesz to zrobić, Panie, możesz dać im nowe siły, nowe perspektywy, pozwolić im zacząć od nowa.

Bądź z tymi, którzy, którzy śpią i z tymi, którzy nie mogą zasnąć. Jeśli nie mogą spać, bo są udręczeni zmartwieniami, ulecz ich niepokój. Jeśli nie mogą spać, bo cierpią, pokaż im, że Ty sam jesteś w ich cierpieniu tak, żeby mogli czuć Twoją stałą obecność.

Daj im dobre myśli, Panie, by mogli za nimi podążać nawet podczas najsurowszych tortur. Powitaj łaskawie każdego, ktokolwiek umarłby tej nocy, przyprowadź go do Ojca jak swojego brata, oczyść swą pamięć z jego grzechów, daj mu życie niekończące się nigdy…

I bądź ze swoim Kościołem, Panie. Bądź we wszystkich tych ciemnych świątyniach, które są puste w nocy, gdzie tylko Ty czuwasz samotnie ze swoją malutką wieczną lampką. Napełnij całą przestrzeń tych kościołów swoją obecnością tak, by ci, którzy wejdą tam z rana, mogli otrzymać dar nowej mocy w swej modlitwie.

Bądź z całym swym Kościołem, który jest Twoją Oblubienicą. Pozwól mu być Oblubienicą wierną, nie dozwól, by zwiodły ją pokusy. Daj jej tę miłość, która łączyła Cię z Twoją Matką i miłość, przez którą Matka stała się Twoją Oblubienicą, tak jak dziś Twój Kościół jest przeznaczony do tego, by nią być.

Uświęć cały świat stworzony przez Twego Ojca, żyj w tym wszystkim na znak, że Jego dzieło jest dobre, jako potwierdzenie realności odkupienia.

Pozwól Duchowi Świętemu powiać przez cały stworzony świat, by mógł zostać nawrócony, byś Ty mógł zwrócić Ojcu odnowione stworzenie w całej jego pełni. Amen.


Modlitwa została zamieszczona w książeczce Adrienne von Speyr With God and with Men: Prayers, tłumaczenie moje, wybaczcie jego braki. Oryginał modlitwy został opublikowany za zezwoleniem władz kościelnych.

Mam nadzieję, że czytanie tego wpisu było dla Was chwilą modlitwy.

 

Dziękczynna modlitwa Adrienne na koniec roku (Archiwum bloga)

Panie, dziękujemy Ci, że podarowałeś nam spowiedź, że przez Twoją śmierć odkupiłeś wszystkie nasze grzechy.

Pokazałeś nam przez to, że całkowita nagość przed Ojcem, trwanie w gotowości przed Nim, pełnienie Jego woli, trwanie tam, gdzie On nas postawił, przynależy do prawdziwej spowiedzi.

Teraz, kiedy stajemy u końca tego roku, jesteśmy świadomi, że często upadaliśmy.

Pozwoliliśmy czekać temu, co zgodnie z Twoją wolą powinniśmy podjąć, niedostatecznie słuchaliśmy Twojego głosu, nie żyliśmy tak naprawdę tylko dla Ciebie.

Powinniśmy przecież we wszystkim Ciebie szukać, powinniśmy też kosztować radości przychodzącej od Ciebie, przyjmować na siebie cierpienia, jako pożądane albo dopuszczone przez Ciebie, powinniśmy iść każdą drogą, którą przed nami otworzyłeś.

 A jednak nie musimy spoglądać na miniony rok ze smutkiem, gdyż podobnie jak wszystkie poprzednie lata był on rokiem Twojej łaski.

Rokiem, w którym nam pomagałeś, wciąż na nowo nas pocieszałeś, dawałeś powody do radości i nieskończenie wiele dobrych darów.

I jeżeli nie wszędzie Cię rozpoznawaliśmy i jakże często nie odpowiadaliśmy na Twoje oczekiwania, dzisiaj, dzięki Twojej łasce, możemy uprzątnąć cały ten bałagan.

Ty oczyszczasz, Ty wznosisz, Ty w nas i wraz z nami stwarzasz nowe.

A wszystko to w mocy Twego krzyża.

Przecierpiałeś ten krzyż w Wielki Piątek i pozwoliłeś, mimo naszych porażek, dzięki Twemu zmartwychwstaniu, by trwał w tylu odkupieńczych uroczystościach.

A rozgrzeszenie, które nam dajesz, jest doskonałe: z Ojcem w Waszym Duchu Świętym, w Waszej trójjedynej wiecznej czystości, przywracasz nam nową czystość.

I nie musimy już budować więcej na tym, co było niedoskonałe i upadłe, ale możemy zaczynać od nowa na podwalinach Twojej doskonałości, którą z nami się dzielisz.

Możemy przyłączyć się do Twojej budowli, iść razem z Tobą, razem mieć nadzieję, razem działać.

Tak jaśnieje spowiedź w naszej codzienności, tak działa absolucja.

Ona promieniuje i stwarza radość, której źródło jest w Twoim krzyżu, a której starczyło na wszystkie dni minionego roku, aby ukazać nam Twoją wolę.

Dlatego dziękujemy Ci, że uczyniłeś wszystko tak, jak się stało, dziękujemy Ojcu, który dla nas pozwolił Ci się stać człowiekiem, dziękujemy Waszemu Duchowi Świętemu, który ciągle starał się wypełnić Twoją wolę w naszym istnieniu.

Amen.


Tekst ten razem z innymi modlitwami mistyczki zamieścił Hans Urs von Balthasar na końcu swojej książki Erster Blick auf Adrienne von Speyr (Pierwsze spojrzenie na Adrienne von Speyr) z 1968 r. Modlitwa została opublikowana za zezwoleniem władz kościelnych. Cytuję za książką J.S. Neumana Mężczyzna i Kobieta w Bożym Królestwie. Wprowadzenie do życia i dzieł Adrienne von Speyr i Hansa Ursa von Balthasara w tłum. J. Iwaszkiewicz.

Relacja Maryi i Józefa według Adrienne von Speyr (Archiwum bloga)

Relacja Maryi i Józefa jest prawdopodobnie jedną z najczęściej podejmowanych w sztuce, zwłaszcza malarstwie, ale także literaturze i innych formach wypowiedzi artystycznej, relacji oblubieńczych na przestrzeni dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła katolickiego i kultury chrześcijańskiej, aż po dzień dzisiejszy. Jest też być może najmniej rozumianą i zgłębioną relacją oblubieńczą, jaka wydarzyła się w historii ludzkości, bowiem najbardziej zaangażował się z nią sam nieskończony i niezgłębiony Bóg.

Adrienne von Speyr z perspektywy mistyczki, osoby obdarzonej szczególnym wglądem w wydarzenia biblijne, przybliża nam również aspekty tej relacji, w ramach której wzrastał wcielony Syn Boży. Mistyka jej zdaniem pozostaje bowiem zawsze obiektywną służbą w Kościele, jest szczególnym posłannictwem, które w rezygnacji z siebie, całkowitym zapomnieniu o sobie, doprowadza lud Boży do coraz głębszego wniknięcia w Słowo Boże.

Maryja i Józef wzięli ślub jako ludzie pragnący służyć Bogu i jednocześnie należeć do siebie, oba te motywy ich życia były równorzędne, jednak decydującym momentem podjęcia decyzji była wola służenia Bogu, „stanowiąca fundament ich wspólnoty”. Nie byli zamknięci na żadną formę służby, jaką Bóg zdecyduje się ich obarczyć w małżeństwie. Ich wzajemna miłość nie zmieniała miejsca, jakie w ich sercach zajmował Pan Bóg: był On zawsze pierwszy, a ich wzajemna miłość miała sens „tylko w ramach wyprzedzającej wszystko myśli o Bogu”.

Maryja jako dziewczyna pochodząca z rodu, w którym małżeństwo było obowiązkiem, ślubując Józefowi wypełnia zobowiązanie wobec Boga, wypełnia Prawo, czując się tym samym jeszcze bardziej przynależną Bogu, niż była przed zaślubinami. Jednością jest dla Niej oddanie się Bogu i oddanie się wybranemu przez siebie mężczyźnie. Fakt, iż nie ma w tym żadnego, najmniejszego nawet napięcia rozumieć można na gruncie Niepokalanego Poczęcia, bowiem „nawet najbardziej niewinna dziewczyna, pozostająca pod prawem grzechu pierworodnego, musi mieć choćby niejasne poczucie jego skutków”.

Od chwili nieposłuszeństwa Ewy nie tylko rodzenie obciążone jest bólem, ale również współżycie ma dla kobiety swego rodzaju brzemię, które wiąże się z pewnym poczuciem poniżenia, goryczy i rozczarowania. Maryja zaś nie ma w sobie niczego, co zawierałoby jakikolwiek nieporządek względem Boga, co musiałoby dopiero „przez doświadczenie i oczyszczenie” powracać do Niego.

Formę swojego małżeństwa pozostawia otwartą, podobnie jak pozostawiła Bogu całkowitą dowolność kształtowania swojego życia. Maryja żyje poza alternatywą: małżeństwo albo dziewictwo. Dla Niej decyzja o małżeństwie z Józefem i przyjęcie stanu świeckiego nie zawiera automatycznie odrzucenia drogi doskonałości i stanu dziewictwa. Maryja zna tylko jeden imperatyw, to znaczy wypełnienie woli Boga. W raju nie było  wykluczających się stanów, a płodność cielesna nie wykluczała dziewictwa  poświęconego Bogu i właśnie tak jest w Maryi Niepokalanie Poczętej.

Z Józefem jest natomiast inaczej, ponieważ podlegał on wpływowi grzechu pierworodnego, a tym samym „w jego pojęciu małżeństwo i dziewictwo wykluczają się”,  zaślubiny zaś prowadzą do normalnego pożycia. Józef jest czysty i sprawiedliwy, ale jego czystość „nie ma nic wspólnego z mdłą impotencją, w jaką się go na ogół ubiera”. Zachowanie czystości w jego przypadku dokona się całą mocą jego męskości, co jednocześnie w owej męskości go utwierdzi, a „siła rezygnacji da mu siłę wzrastania w posłannictwie”. Józef rezygnując z bliskości fizycznej, czyni to z całą świadomością swoich pragnień, które poświęca „z prostotą i wielkodusznością, by nigdy już do tej kwestii nie wracać”. Zaślubiny z Maryją pozwalają mu jednak doświadczyć prawdziwej, pełnej miłości kobiety, która wzmacnia go tak, jak tylko miłość kobiety może wzmocnić mężczyznę. Józef wybrał małżeństwo i Bóg dał mu małżeństwo, jednak w nim nakazuje wstrzemięźliwość. Zewnętrznie jego małżeństwo wygląda zupełnie tak samo, jak inne: mieszka przecież z żoną i Dziecięciem, jednak żyjąc w stanie świeckim, Józef musi wciąż ćwiczyć się we wstrzemięźliwości.

Józef pozostanie czysty do końca swego życia. Obecność Maryi uchroni do przed pożądliwością, jednak zawsze zakładał on pełną miłość, jaką mężczyzna darzy kobietę. „Nie jest kaleką; służy Bogu całym swoim ciałem.” Ustąpienie przed działaniem Ducha Świętego w jego przypadku będzie oznaczało rezygnację. „Rezygnację, a nie rozczarowanie, gdyż rozczarowanie oznaczałoby istnienie pożądliwości.” Rezygnacja, którą podejmie, zostanie mu jednak zwrócona z nawiązką w miarę tego, jak coraz bardziej swe wnętrze będzie otwierał na tajemnice Boże.

Brzemienność Oblubienicy jest dla niego zaskoczeniem i zaczyna wątpić, jednak jego wątpienie jest czysto rzeczowe. Józef nie podejrzewa Maryi, po prostu stwierdza fakt: „jego żona – nim zamieszkali razem – oczekuje dziecka”, a konstatuje to jakby nieosobiście, „jakby jego wiedza o spostrzeżonym fakcie i jego wiedza o Maryi były dwiema rzeczami nie mającymi ze sobą nic wspólnego”. Adrienne von Speyr pisze, że nawet decyzja Józefa, by oddalić żonę, była jakby ponadosobowa, a sam Józef nawet w tej niewyjaśnionej sytuacji zachowuje wobec Maryi „pełen szacunku dystans”. Maryja zaś milczy w poczuciu, że nie wolno Jej zdradzać tajemnicy między Bogiem a Nią, ponieważ „jest to tajemnica całego przyszłego Kościoła i nie może nią samowolnie dysponować”. Józef bije się z myślami, jednak nie ma dostępu do żadnych informacji, ponieważ „tak, jak się rzeczy mają, nie ma nic, co nadawałoby się do przekazania Józefowi”, Maryja zaś stojąc pomiędzy Starym a Nowym Przymierzem nie ma możliwości otwarcia swego serca w żadnym z nich. Wraz z Jej milczeniem wzrasta Syn, im wyraźniejszą przyjmuje postać Jego ciało kształtujące się w Jej dziewiczym łonie, tym niezłomniej Maryja milczy, a owo milczenie formuje Jej zgodę.

Maryja nie wtajemnicza Józefa w to, iż oczekuje Dziecięcia. Poza tym jednym faktem, który z woli Bożej zostaje przemilczany, ich relacja nie różni się niczym od relacji świeżo poślubionych w tamtych czasach małżonków.

Podobnie jest w relacji chrześcijańskich małżonków – każde z nich zachowuje dla siebie to, co najściślej dotyczy jego relacji z Bogiem. „To milczenie nie ogranicza i nie niszczy ich intymnego związku.” W chwili, kiedy Józef postanawia działać i oddalić od siebie Maryję, ukazuje mu się anioł, przerywając milczenie i wyjaśniając wszystko. Józef jest wolny i również może powiedzieć aniołowi tak lub nie, i on zobowiązany jest do podjęcia suwerennej decyzji. Godząc się na Bożą wolę, rezygnuje z siebie i swoich planów oddalenia małżonki. Jego zgoda ma jednak wtórny charakter, jest pochodną względem zgody Maryi: „jego posłuszeństwo jest włączone i podporządkowane Jej posłuszeństwu”. Zgoda Józefa ma jednak wielkie znaczenie – Pan chce przeżyć swoje wcielenie w normalnej rodzinie ludzkiej, dlatego też tak bardzo potrzebny jest mężczyzna, który podołałby temu zadaniu i spełnił Jego wolę. Tym kimś musi być naturalnie małżonek Matki Bożej. Rola Józefa jest nie do przecenienia w historii zbawienia, a jego wolność została wykorzystana w najlepszy z możliwych sposobów.

Małżeństwo Maryi i Józefa nie jest jednak zupełnie normalnym małżeństwem, w tym małżeństwie „urzeczywistnia się (…) duch ślubów, zarówno po stronie Maryi, jak i po stronie Józefa”. Od momentu swoich zaślubin są w szczególny sposób posłuszni Bogu, niejako w regule życia zakonnego, która jednak nie zostanie nigdy wyrażona wprost, obecna będzie jakby podskórnie, by w pewnym momencie „zidentyfikować się ze wzrastającym w rodzinie Synem Bożym”. Wszystko jest podporządkowane misji, jaką jest wychowanie Jezusa, jednak Maryja nie rezygnuje ze swojego związku z Józefem – przeciwnie, wciąga go coraz głębiej we wspólnotę małżeńskiego życia, która „nawet w Jej dziewictwie jest rzeczywistą wspólnotą małżeńską”.

Szczególnym znakiem ich łączności w Bogu jest anioł, który ukazuje się zarówno Maryi, jak i Józefowi, by w kluczowych momentach przekazać zamysł Boży. Pokazuje to, że jedność i porozumienie Maryi i Józefa nie leżą tylko i wyłącznie na płaszczyźnie zwykłych ludzkich związków, ale spoczywając w Bogu, w Nim się splatają i zyskują „uszlachetnienie i wyniesienie”. „Jedność Mary i Józefa w całości jest dana z góry i zawiera się całkowicie w obopólnej służbie w ramach tej samej misji.” Misja zaś staje się jasna w momentach interwencji anioła, sens ich małżeństwa wówczas dopiero objawia się w pełni i z tym większą wdzięcznością zostaje przyjęty przez małżonków.

Maryja jest doskonałą Oblubienicą – Oblubienicą swojego Syna. Jako taka towarzyszy Mu dyskretnie, nie wysuwając się na pierwszy plan. Jest pełna oddania od pierwszych chwil Jego życia. Kiedy Dziecię Jezus jest jeszcze malutkie, Matka jest już pełna oddania i jako Matka jest Mu wówczas potrzebna i względem Niego w pełni dyspozycyjna. Potem jednak Syn będzie potrzebował Jej do swoich dzieł, do kontemplacji i akcji, będzie potrzebował Jej towarzyszenia jako Przeczystej Oblubienicy aż na Golgotę, gdzie gotowość Maryi do poświęceń osiągnie swój punkt szczytowy. „Gdy ukazuje się pod krzyżem, zdajemy sobie sprawę, że zawsze towarzyszyła Synowi – jako Matka i Oblubienica.” Do tej najwyższej służby względem swojego Syna Matka przygotowywała się jako oblubienica u boku Józefa, bowiem „Maryja we wszystkich swych związkach i w każdej fazie życia pozostaje Oblubienicą. Być Oblubienicą to być wiecznie gotową do ofiarowania się.”


Opr. M.Ż. Wszystkie cytaty pochodzą z książki Adrienne von Speyr Służebnica Pańska.

Maryja – Mistrzyni modlitwy (Archiwum bloga)

Maryja obecna jest wszędzie tam, gdzie chrześcijan się modli, zwracając się ku Jej Synowi. Kiedy Syn był jeszcze przy Niej jako Dziecię, wystarczyło jedno spojrzenie na Niego, by modlić się kontemplacyjnie. „Ale ta nowa forma kontemplacji, którą jako pierwsza podjęła, była przedłużeniem i rozwinięciem jej wcześniejszej postawy medytacji, zwracającej się ku Bogu w ogóle, a która w porównaniu z tą nową formą miała niejako abstrakcyjny charakter.” W tym sensie Matka jest najdoskonalszą nauczycielką modlitwy – przed Wcieleniem oddana Bogu, po Wcieleniu zapatrzona w Syna, uczy modlitwy z właściwym sobie wymiarem zmysłowo-konkretnym, dzięki czemu „nie gubi się w abstrakcyjnych spekulacjach, prócz boskości dostrzega zawsze w Synu Jego Człowieczeństwo, przejście od Człowieczeństwa do boskości w Nim jest dla Matki czymś równie oczywistym, co jedność Jego boskiej Osoby w obu naturach”.

 „W swej modlitwie, w swej medytacji Maryja ani przez chwilę nie myśli o własnych potrzebach i ich spełnieniu, lecz jedynie o służbie Bogu.” I w tym sensie jest najdoskonalszą Nauczycielką modlitwy, uczy, by stawiać wolę Boga i Jego zamysły ponad swoimi. Stanowi to wyraz Jej całkowitego przyzwolenia wobec Bożych zamiarów, który ponawiany jest każdorazowo w akcie modlitwy. Jednocześnie Matka jako Mistrzyni nie wytwarza atmosfery niepewności czy przestrachu, nie jest Ona nauczycielką zimną i wymagającą nieustannie ponad miarę. Pod Jej opieką i w szkole Jej modlitwy wszystkie dzieci Kościoła czują się bezpiecznie.

Dla dziecka chrześcijańskiego konkretność modlitwy rozpoczyna się od tego, że matka pokazuje mu Matkę Bożą jako przedmiot czci. Obraz, figurka Maryi, pieśń maryjna – to w ogóle pierwsza rzecz, jakiej dziecko dowiaduje się o Panu Jezusie i niebie. Sam Pan Jezus może jeszcze długo pozostawać dla dziecka abstrakcją, podczas gdy Jego niebiańska Matka jest mu bliska w swojej konkretności. Dziecko Jej ufa, zawierza to, czego nie może pojąć, prosi o wstawiennictwo. Dziecko nie rozumie, dlaczego zabronione są rzeczy, które miałoby ochotę robić; tyle jednak rozumie, że sprawiłoby to ból Matce Bożej. Maryja przekłada niepojętą rzeczywistość nadprzyrodzoną na rzeczy mieszczące się w dziecięcej wyobraźni. Jest Ona dla nas poręczycielką niewidzialnego, świadkiem przewyższających wszystko spraw Bożych. Otacza dziecko troskliwą opieką, uwalniając je od lęku przed przerażającymi tajemnicami świata nadprzyrodzonego. Dziecko wie: oto Matka, która nas kocha, zna ten tajemniczy świat, a ponieważ czujemy się bezpieczni pod Jej opieką, uczymy się czuć bezpieczni również w Jej Synu i w Bogu.

Maryja jest więc Mistrzynią modlitwy, która wprowadza dzieci w bezpieczny świat poruszania się po sprawach Ojca i kontemplacji Jego Oblicza. Bez Jej matczynej opieki świat ów mógłby być zbyt odległy, a nawet przerażający, by dziecko mogło pragnąć zbliżać się do niego samo z siebie. Maryja prowadzi wiernych już od ich najmłodszych lat życia, jest bliska dzieciom, zapoczątkowuje w nich bezpieczne wchodzenie w sprawy nadprzyrodzone, do kontemplacji których są powołani. „Modlitwa chrześcijanina do końca życia zachowuje tę konkretność, której źródłem jest doświadczenie dzieciństwa. Rozszerzenie na nieskończonego Ojca, które sprawia w nas Syn, jest tylko kontynuacją pierwszego rozszerzenia Matki na Syna.

Zupełnie szczególną formą modlitwy Matki i modlitwy do Matki jest oczywiście różaniec, w którym dobitnie zaznacza się jej konkretny charakter: „konkretne jest już samo dotykanie i przesuwanie paciorków; podobnie i to, że modlimy się na różańcu we wspólnocie innych, którzy również mają w ręku różaniec”. Matka w czasie tej medytacyjnej modlitwy obdarza nas tajemnicami życia Syna, a czyni to znów w pewnych konkretnych ramach – ramach tajemnic. Szybko jednak dostrzegamy, że ów konkret nieskończenie wykracza poza samą formę tajemnicy, „dostrzegamy ich dalekosiężność, ukryte w nich światy”. Wraz z postępem w modlitwie, z wielkodusznym wchodzeniem w rozważania różańcowe, modlący się chrześcijanin wciągany jest coraz głębiej i głębiej „we wszechogarniającą chrześcijańską łaskę Matki”, a w czasie modlitwy „wciąż na nowo dokonuje się przejście od modlitwy ustnej do modlitwy kontemplacyjnej, od modlitwy zamierzonej do modlitwy podarowanej, w której bogactwo jesteśmy wciągani bez naszego udziału”.

Różaniec jest nieustannie rzucanym nam pomostem od prostej modlitwy do kontemplacji.


Opr. M.Ż. Wszystkie cytaty pochodzą z książki Adrienne von Speyr Służebnica Pańska.

Adrienne von Speyr na scenie (Archiwum bloga, wpis z 19 maja 2015 r.)

Do niedawna nie miałam pojęcia, że takie rzeczy się dzieją, a już na pewno, że dzieją się w Polsce. Życie lubi mnie ostatnio zaskakiwać i to bardzo, bardzo in plus.

W miniony czwartek, tj. 14 maja 2015 r., w Kaplicy Włoskiej krakowskiej Bazyliki OO. Franciszkanów usłyszałam teksty Adrienne von Speyr wystawione na scenie. Fragmenty „Służebnicy Pańskiej” o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny w wykonaniu profesjonalistów i oprawione znakomitymi utworami na skrzypce i altówkę były ucztą nie tylko duchową, ale i artystyczną i to najwyższej próby.

Teatr Hagiograf założony przez panią Izabelę Drobotowicz-Orkisz zaprezentował fragmenty pism mistyczki obok tekstów Jana Pawła II, utworów karmelitanek bosych oraz wierszy C. K. Norwida w przedostatnim w tym sezonie teatralnym przedstawieniu z cyklu „Oblicza imion”. „Maryja wspomaga rodziny” – bo tak zatytułowane było owo niezwykłe spotkanie hagiograficzne – zwracało uwagę na obecność Maryi w Kościele, Jej troskę o każdego z nas, a także podejmowało temat prawdziwej miłości, która zaczyna się od samoobjawienia osoby, a której piękny przykład i nieustające wsparcie dają Maryja i Józef.

Na zdjęciu pani Izabela Drobotowicz-Orkisz – Kobieta, która wystawia na scenie Adrienne von Speyr…

Page 2 of 2

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén