W swych szkicach autobiograficznych (Aus meinem Leben) Adrienne von Speyr opisuje spotkanie z rodziną listonosza, podczas której pierwszy raz w życiu mogła porozmawiać z kimś o katolikach.

Było to pewnego czerwcowego dnia, kiedy tuż po opuszczeniu murów szkoły złapała ją burza. Jedna z koleżanek imieniem Nadine, mieszkająca tuż obok, zaprosiła ją do swego domu. Spędzając czas w kuchni razem z jej rodziną, von Speyr podziwiała spontaniczność domowników oraz bezpośredni dostęp dzieci do rodziców, czego nie znała z własnego domu. Ojciec koleżanki był listonoszem, „prawdziwym listonoszem, takim samym jak ten, który przynosił nam listy i paczki” – wspomina Szwajcarka. Cała rodzina opowiadała sobie różne historie i rozmawiała ze sobą „jak starzy przyjaciele” .

Nagle ktoś powiedział: „To jest tak złe jak Msza [la Messe]”, ale ojciec Nadine wyjaśnił, że powinno się powiedzieć: „Tak złe jak zaraza [la peste]”. Wtedy mała Adrienne zapytała, czym jest Msza. Odpowiedziano jej, że to katolickie nabożeństwo. „W tamtym momencie zapomniałam o wszystkim: filiżance na stole, cukrze na chlebie oraz nieco nierealnej obecności prawdziwego listonosza w jego własnej kuchni. Zaczęłam prawie krzyczeć z radości: Jesteście katolikami!” – czytamy we wspomnieniach. „Dzięki Bogu nie – odrzekł listonosz – ale to konieczne, by ich rozumieć oraz nie drwić z ich Mszy” .

Adrienne pisze, że potem zadawała mu pytanie po pytaniu (także o księży: „Nie mają żon, ale to ich sprawa” – usłyszała), on zaś odpowiadał „z autorytetem prawdziwego listonosza”. Na pytanie o to, dlaczego protestanci nie mają Mszy, ojciec Nadine odpowiedział, że to dlatego, że nie umieją już śpiewać, stali się srodzy, a samodzielne śpiewanie hymnu, bez księdza, nie jest Mszą.

Mistyczka wspomina, że wracała do domu wzdłuż pola mokrych stokrotek, będąc tak szczęśliwą, że nawet później, po powrocie do domu i spotkaniu z Helen, postanowiła zachować to wydarzenie tylko dla siebie, nikomu o nim nie mówiąc.

Od tamtej pory wydawało jej się, że burze są po to, „aby otwierać nowe perspektywy, nadawać życiu jeszcze silniejszego uroku”. Często spogladała w niebo, wyglądając ciemnych chmur, które były dla niej jak obietnica.

Nigdy więcej nie spotkała rodziny listonosza, nie miała takiej potrzeby. Sądzi jednak, że powiedział jej wszystko, co mógł.

Opr. i tłum. M.Ż.
Zdj. pixabay